Możesz nie mieć tam konta, ale zapewne słyszałeś o nim. Twitter. Serwis mikroblogowy słynny z ograniczenia długości wpisu (własciwie „tweet’a”) do 140 znaków. Te sto czterdzieści dotychczas było znakiem rozpoznawczym tegoż medium. Do czasu…

Świat mediów obiegła informacja jakoby wkrótce limit miał zostać zniesiony. Precyzując – nie tyle zniesiony, co zwiększony ok. 70 razy. Obecnie wynosi on 140 znaków, dzięki czemu Twitter ma pewien swoisty klimat, pewną kulturę szybkiego przekazywania maksymalnie krótkich informacji. Ograniczenie ma zostać zwiększone do 10 000 znaków, co może całkowicie wypaczyć aktualną ideę serwisu.

Warto mieć na uwadze, iż wielostronicowe elaboraty są od pewnego czasu dozwolone, jednakże dotyczy to tylko wiadomości prywatnych. Tweet’y nadal mogą mieć tylko 140 znaków i ani jednego więcej. Wg Kurta Wagnera limit miałby być zniesiony do końca marca (źródło: <re/code>).

Z drugiej strony w głównym strumieniu wiadomości wyświetlane ma być tylko 140 znaków danego wpisu, więc niejako „duch Twittera” zostałby w pewien sposób podtrzymany. Czy jednak nie byłaby to próba oszukania rzeczywistości?

Doniesienia nie zostały jeszcze oficjalnie potwierdzone (ani tym bardziej zdementowane), można jednak przypuszczać, że „coś się kroi”. W tej chwili do zmian podchodzę nieco sceptycznie. Nie jestem „ninja twittera”, ciągle uczę się z niego korzystać. W tej chwili blogowy kanał @elektroniczny w serwisie ma ok. 60 obserwujących, zaledwie kilka kropel wody w niezmierzonym oceanie. Jedno zdanie, kilka hasztagów, link i obrazek… No i 140 znaków wykorzystane. Szybka i krótka wymiana zdań, poglądów czy zwykłych informacji, taka jest wg mnie w tej chwili domena Twittera. Tego nie ma na Facebooku. I to jest silna strona serwisu, która przez zniesienie limitu może odejść w niepamięć. Czym wówczas będzie się „ćwierkacz” wyróżniał? Trudno powiedzieć.

Nie słychać jednak głosów na temat zmian w mechanizmach „wzajemnej obserwacji”. To również jest cecha charakterystyczna Twittera, przez którą można go porównać do „tekstowego Instagrama”. Na Facebooku najczęściej pozostajemy w kręgach swoich znajomych. Na Twitterze niekoniecznie. Mamy możliwość bezpośredniego wyrażania opinii oznaczając daną osobę we wpisie. Wystarczy w treści wstawić @nazwa_użytkownika. Takiej bliskości w nawiązywaniu kontaktów nie ma na Facebooku (często masz tam możliwość napisania do nieznajomego, ale czy z niej korzystasz?). Na Twitterze to codzienność.

W tej chwili wielu użytkowników wyraża swój sprzeciw opatrując treści stosownym hasztagiem #beyond140.

Niektórzy doszukują się bezsensowności w samej idei zwiększania limitu. 140 znaków? Toż to i tak dużo.

Są też pierwsze deklaracje wobec nadchodzących zmian 😀

Dyskusja na temat zmian toczy się też z użyciem hasztaga #Twitter10k.


Czas pokaże czy zmiany (o ile zostaną wprowadzone) wyjdą na zdrowie Twitterowi. W końcu dziś wielu użytkowników obchodzi limit publikując tekst w formie… grafiki. Może zatem – mimo pozornego wzburzenia użytkowników – jest to krok w dobrym kierunku?

Kończąc zachęcam Cię do wypowiedzenia się na ten temat w komentarzu pod artykułem. Na ćwierkacza @elektroniczny też możesz w sumie wpaść 😉