Dziś miałem pisać o AWK, nawet zacząłem. Skończyłem prawie. W sumie to mógłbym opublikować. Ale naszła mnie pewna myśl. Sponsorem tejże życiowej sentencji jest kumpel, z którym sobie rozmawiałem.
Jak to bywa w życiu, rozmawia się na różne tematy. Akurat wspomniałem, że w wolnym czasie *uczę się* Linuksa, oczywiście też bloguję sobie. Staram się uprawiać sport i takie tam. Kumpel zadał mi jedno proste pytanie. Wiecie jakie?
Jak to wszystko ogarnąć? Jak się uczyć?
Wiesz tych wszystkich *fajnych rzeczy*. Bo to w gruncie rzeczy ciekawe rzeczy są. No. Te Linuksy wszystkie. Elektronika też. Nauka w ogóle. W ogóle poznawanie nowych tematów. Poszerzanie horyzontów. Ale tego Linuksa na przykład. To jak się uczysz?
No mniej więcej tak było. Dobre pytanie. W sumie mogę na nie odpowiedzieć. Nie mam dużego doświadczenia z systemem spod znaku szczerbatego pingwina. Mam jednak podejście, które uważam za całkiem dobre. Oczywiście nie zawsze jest kolorowo. Czasem zamiast po prostu siąść i działać to się zastanawiam. Nad rzeczami nieistotnymi. Tracę czas. Po prostu.
Wracając jednak do sedna. Najlepszą metodą jest po prostu siąść i się uczyć. Praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka. Co z teorią? Tu Cię zaskoczę. Ona jest równie ważna. Szkopuł w tym co uważamy za teorię, a co za praktykę.
Jako teorię śmiało mogę sklasyfikować wszelkiego rodzaju definicje, dokumentacje czy książki. Czymś *pomiędzy* teorią a praktyką będą jakieś videotutoriale na przykład. Wiesz, wszystko co łączy suchą wiedzę (bo samo oglądanie w gruncie rzeczy jest *suche*) z działaniem. Bo przecież samo oglądanie nic nie da. Oglądanie i działanie to jest klucz do sukcesu.
Co z praktyką? Stawiasz sobie konkretny cel i jedziesz. Przykładowo piszesz prostą stronkę www. Albo kilka. Do tego wykupujesz jakiegoś taniutkiego VPSa. Stawiasz tam Ubuntu Server (czy cokolwiek innego). Instalujesz i konfigurujesz potrzebne rzeczy. Serwer Apache2 czy nginx. PHP, MySQL, nie wiem co jeszcze. Może phpMyAdmin? Co tam uznasz za stosowne. Może CMSa? Stawiasz tam swoje stronki, albo instalujesz WordPressa i robisz swojego bloga.
O bloga trzeba dbać i o serwer, na którym stoi. Poza pisaniem treści musisz pamiętać o backupach. O zabezpieczeniu przed złem czyhającym na Twe dzieło. O wszystkim, co pewnie olewasz, gdy zależy Ci tylko i wyłącznie na pisaniu bloga. Bo wtedy kupiłbyś hosting, domenę, automat zainstalowałby Ci WordPressa i cześć. Ty jednak decydujesz się na naukę pełną gębą, stawiasz sobie serwer i na blogu opisujesz swoje przygody.
To jest taka praktyka w sumie.
Uczysz się tego piąty rok w szkole i na kursach, i wszystko to jak krew w piach!
Pamiętasz ten słynny cytat z „Dnia Świra”?
No właśnie. A z czego się uczyć? W zależności od drogi życiowej jaką wybierzesz, możesz zetknąć się z administracją Linuksem w różnych miejscach. W szkole, na studiach czy na kursach.
Czy do nauki administrowania Linuksem trzeba iść na studia elektroniczne, albo informatyczne? Nie. Szkoła tu nic nie daje? Nie.
Skrócona odpowiedź jakiej można się domyśleć brzmi – uwaga – to zależy. To zależy od wielu czynników. Na pewno nie jest tak, że pójdziesz do szkoły czy na studia i po semestrze „Systemów Operacyjnych” będziesz jakimś ninja-pingwinem. Oczywiście jeśli nie będziesz wagarował i się przyłożysz to będziesz *coś umiał*. Co? No właśnie.
Załóżmy, że studiujesz „Elektronikę i Telekomunikację”. Masz wspomniany kurs „Systemy Operacyjne”. Zajęcia wyglądają tak. Raz w tygodniu 3h wykładów pod rząd. Po wykładach masz jeszcze 1.5h ćwiczeń czy tam laboratoriów. Po prostu zajęcia praktyczne. Uczycie się jakichś podstawowych rzeczy w terminalu. Poznajecie polecenia, piszecie proste skrypty w Bashu. Przeczesujecie logi przy pomocy AWK. Coś w ten deseń.
Teraz popatrzmy. 3h teorii plus 1.5h praktyki. To jest Niecałe 5h. No sporo 5h nauki pod rząd. Co poza tym? Nic.
Jeśli nic nie będziesz robił przez cały semestr tylko sumiennie chodził na zajęcia to wierz mi. Niewiele z nich wyniesiesz. To tak, jakbyś oczekiwał cudownych wyników w sporcie trenując w podobny sposób. Raz w tygodniu w środę. Najpierw 1h biegania, potem jeszcze 30 minut na orbitreku. Przerwa i posiłek. Potem jeszcze 1h na siłowni i również tyleż samo na basenie. I potem przez kolejne 6 dni nic.
Nie jestem trenerem, ale stawiam, że lepsze efekty dałaby godzina treningów, albo i 45 minut, ale codziennie.
Do czego dążę? Tak naprawdę wszelkie studia czy kursy to tylko dodatek. Część Twojego procesu uczenia się. Oczywiście spotkanie z wykładowcą może być świetną okazją do rozwiania różnego rodzaju wątpliwości. Taki człowiek jest w stanie Cię nakierować na właściwe tory. O ile rzeczywiście zna się na swoim fachu może stać się Twym mentorem : )
Co jeśli jednak chodzisz na wykłady, podoba Ci się to, ale gdy wrócisz do domu… Po prostu nie chce Ci się wziąć za ogarnianie tematu.
Musisz tego po prostu chcieć!
Nie ma bata. Musi Ci się chcieć. Może źle podchodzisz do samej nauki?
Wiesz tak, jak mówiłem, teoria jest ważna. Ale nikt nie mówi, że musisz polegać tylko na prezentacjach z wykładów czy materiałach do laboratorium. Owszem, często wykładowca przygotowuje kilkanaście zadań do danego tematu. Warto się nad nimi pochylić. Ale jeśli nie chce Ci się rozwiązywać zagadek w stylu „napisz w Bashu skrypt wypisujący…”. To po prostu tego nie rób.
Zrób tak, jak wspomniałem wcześniej. Odpal sobie jakiegoś VPSa (są też darmowe!) i tam postaw Linuksa. Jeśli chcesz to zainstaluj Debiana na maszynie wirtualnej. Albo kup, tudzież weź ze strychu, jakiegoś starszego laptopa. I po prostu tam zainstaluj swojego wymarzonego systema, czyli Archa! Nie? Zainstaluj co chcesz. Gdzie chcesz. Po prostu działaj.
Wiesz, jest dużo materiałów na ten temat. Dobrych rad (nie mówię, że są złe! spoko!) jest od groma.
- zrezygnuj ze środowiska graficznego, tylko konsola się liczy!
- nie instaluj na dysku, stawiaj wirtualki
- nie kupuj VPSa, znajdź darmowego
- VPS jest zły, bo będziesz miał tylko terminal!
- pożegnaj się z Windowsem, tylko Linux i to po ANGIELSKU
- wygrzeb starego blaszaka ze strychu i postaw tam swój serwer
- kup Raspberry Pi i twórz przyszłość *malinowego pingwina*
- nie ucz się Linuksa, po co Ci to?
- a ząbki umyte?
I co tu ma począć nasz biedny student? Przejaskrawiam trochę, wiem, celowo.
Moim zdaniem nie trzeba rezygnować ze środowiska graficznego. Jasne, nauka administracji Linuksem to w dużej mierze konsola. Ale można wybrać jakieś lekkie GUI i będzie ok. Nie jestem ekspertem, lecz uczniem w tej dziedzinie, ale podobno Xfce jest fajne. Lekkie, szybkie, nie jest zasobożerne.
Temat instalacja na dysku kontra wirtualka. Oba rozwiązania mają plusy i minusy. Jeśli masz Windows 10 to możesz sobie zrobić obraz i potem wrócić do niego. Albo zainstalować dwa systemy pod jednym dachem. Jedyne o czym warto pamiętać to kopie zapasowe. Reszta jest do ogarnięcia.
VPSy to takie serwery wirtualne. Najprościej rzecz ujmując płacisz za dostęp do kawałka rzeczywistego serwera. Na tym *kawałku* w zależności od jego wielkości możesz zdziałać różne cuda. Chociażby uruchomić minihosting. Dla siebie i znajomych zajawkowiczów. Świetne narzędzie do nauki zdalnej administracji serwerami opartymi o pingwinie klimaty. Z pewnością nie zastąpi prawdziwej pracy, ale… Od czegoś trza zacząć.
Angielski jest ważny, ale jeśli masz obawy to nie ma co przesadzać. Pierwszego Minta możesz zainstalować po polskiemu. Tego polskiego też trzeba się naumieć. Prawdaż?
Każdy pomysł jest dobry. Wykorzystanie starego sprzętu komputerowego również. Raspberry Pi? Czemu nie! Ja nie próbowałem z RPi, ale widziałem, że działają ludziska, oj działają.
Najlepszy sposób?
Baw się!
Po prostu.
Zainstaluj sobie dziesięć Linuksów.
Spróbuj wskrzesić starego blaszaka i postawić na nim serwer, który wystawisz w świat.
Kup VPSa i zrób hosting.
Zainstaluj sobie Linuksa na Raspberry Pi. Po chińsku.
Baw się, szukaj informacji w Google. Czytaj dokumentację. To klucz do sukcesu. To ma Ci sprawiać przyjemność.
Idę dalej…
Dziś to normalnie #LinuksowyKołczing wleciał, bez kitu. Pingwin uczy, pingwin bawi. A Ty jak podchodzisz do nauki Linuksa? Do nauki w ogóle, też możesz napisać. Wszystko możesz napisać, nawet wierszyk!
_
Zdjęcia: 1