…czyli o tym, dlaczego warto robić kopie zapasowe, a także dlaczego Ty ich nie robisz. Ty i jakieś 69% internautów (podobno).

„Był piękny, sierpniowy poranek”

Pan Rafał, przedsiębiorca z krwi i kości. Minimalista i orędownik oszczędzania (czytaj „cięcia kosztów, gdzie popadnie”). Pan Rafał właśnie przewracał się na drugi bok, gdy nagle zadzwonił budzik. Zaspany zerwał się z łóżka i od razu chwycił za telefon, dres i buty do biegania… Telefon na pierwszym miejscu? No bo cóż to za trening bez odpalonego Endomondo (się nie liczy!). Pan Rafał codziennie o 5:30 robił poranną przebieżkę. Jak przystało na zwolennika idei „working hard” w każdym wymiarze życia, nie był to lekki trucht na dobry początek dnia. Dziesięciokilometrowy bieg po pobliskim parku rozwiewa chyba wszelkie wątpliwości.

Jeszcze tylko 2.5 km, jeszcze tylko 2.0 km, jeszcze tylko… Jeszcze tylko deszczu brakowało. Niespełna dwa kilometry przed metą (domem znaczy) zerwała się ulewa. Pan Rafał – zapalony biegacz na miarę XXII wieku – na bieżąco monitorował parametry treningu, trzymając telefon w ręku. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że współczesne smartfony nie należą do grona miłośników wilgoci. Tym bardziej nie lubią radosnego biegania z nimi podczas letniej ulewy. Dodatkowo w telefonie były zapisane wszystkie ważne dane, jakie tylko można sobie wyobrazić. Numery telefonów kontrahentów, terminy spotkań, a nawet dane autoryzacyjne firmowych kont bankowych (!). Eh, kto by to wszystko spamiętał, te hasła, te numery. No a telefon zawsze „pod ręką”. Zawsze!

Gdy bohater naszej historii dobiegał do domu przestało padać, a zza chmur nieśmiało zaczęło wyglądać słońce.

– No to na koniec sprint pod same drzwi! – mruknął pod nosem.

Warto wspomnieć, że niedawno R. zainwestował parę groszy (odchorował to). Od tego czasu droga od bramy do drzwi domu wyłożona była połyskującymi płytkami, przypominającymi kafelki. Śliskie kafelki, szczególnie gdy chwilę wcześniej padał rzęsisty deszcz…

– Psia kostka! – zakrzyknął.

Tak się niefortunnie złożyło, że na ostatnich metrach R. poślizgnął się. Jak przystało na wszechstronnie utalentowanego i wysportowanego przedstawiciela gatunku Homo sapiens, wyszedł z tego incydentu bez szwanku. On tak. Gorzej było z telefonem. Nie dość, że zalany, to jeszcze złamany w pół znalazł się na dolnej półce, zwanej potocznie „ziemią”.

Wspominałem już, że R. trzymał w telefonie bardzo, ale to bardzo ważne dane? No. 😀 Oczywiście o kopiach zapasowych nie było mowy. O jakiejkolwiek synchronizacji z innymi usługami przechowującymi kontakty czy też terminy również. No bo po co? Na co to komu?

Podsumowując feralny finisz, pan Rafał, choć nie wstał lewą nogą, tego poranka nie może zaliczyć do udanych. Człowiek z klasą, który nigdy się nie poddaje – tak o Rafale mówili przyjaciele i wspólnicy. Pan Rafał wziął szybki prysznic i garść tabletek „na uspokojenie”. Następnie wsiadł na rower i ruszył w kierunku swojej firmy.

– Pani Ania na pewno ma wszystko w terminarzu… – pomyślał.

Nie minął kwadrans, a pan Rafał już parkował pod firmą. Szybkie zbicie piątki z recepcjonistą i biegiem do sekretarki.

– Cześć, niemiła sytuacja spotkała mnie z samego rana (…) Na pewno masz gdzieś spisane terminy i numery telefonów? – zapytał z niepokojem R.

– Mamy problem, prezesie. Nocą nad miastem przeszła burza. Niestety, straciliśmy prawie wszystkie dane. – odparła pani Ania.

Reakcja pana Rafała była adekwatna do sytuacji, w której skończyliście ważny projekt, z radości nie zdążyliście go jeszcze zapisać, a wasz laptop właśnie wypadł na ulicę, wprost pod przejeżdżający walec. Taka sytuacja, rzec można.

Musicie wiedzieć, że R. to człowiek naprawdę oszczędny. W firmie nie było mowy o backupach, zabezpieczeniach przeciwprzepięciowych instalacji elektrycznej, UPS’ach czy jakichkolwiek inwestycjach w bezpieczeństwo, nie tylko informatyczne.

Mądry po szkodzie

W skrócie firma pana Rafała straciła kilka terabajtów (kila tysięcy gigabajtów) danych. Mina pana R. po otworzeniu maila z wyceną usługi odzyskiwania danych zaproponowaną przez jedną z miejscowych firm z branży IT – bezcenna.

„Ludzie dzielą się na tych, którzy robią kopie zapasowe i na tych, którzy robić będą.”

Tak brzmi stare polskie powiedzenie z czasów, gdy pierwsi Słowianie wykuwali zera i jedynki na kamiennych tabliczkach. Podobno… Nie mniej jednak świetnie opisuje ono sytuacje wielu osób, które każdego dnia doświadczają utraty danych. Dodam, że po sierpniowym incydencie pan R. zażyczył sobie wykuć ów cytat na marmurowej tablicy, która stanęła nieopodal wejścia i do dziś wita klientów wchodzących do firmy. Tę inwestycję też odchorował.

Zarówno w dużych firmach, jak i w domach, gdzie stoi kilka komputerów (albo i jeden) – wykonywanie okresowych kopii zapasowych to konieczność. Chyba że ktoś lubi emocje godne rollercoastera i wręcz czeka na pojawienie się przysłowiowego „bluescreena”, który będzie miał akurat związek z awarią dysku twardego. Co kto lubi!

Ja jednak pozostanę przy tezie, że kopie zapasowe robić warto, a nawet się to opłaca. Jak, kiedy, co ile? To już zależy od konkretnego zastosowania. Kopie ważnych plików można robić codziennie, mniej ważnych raz na tydzień, choć im częściej tym lepiej. Nie warto polegać na jednym nośniku danych. Jeśli mamy do dyspozycji dwa dyski zewnętrzne, to warto wykonywać kopie na obu – w imię zasady „Przezorny zawsze ubezpieczony”. Ciekawostką jest, że lepszym rozwiązaniem mogą okazać się dyski HDD, a nie SSD (tutaj więcej na ten temat). Z drugiej strony oczywistością jest, że lepiej zrobić kopię na jakimkolwiek nośniku, niżeli nie robić jej wcale.

Nadal uważasz, że nie musisz robić kopii zapasowych?

Nie? Ze statystyki wynika, że Ciebie to nie dotyka? Zwykłe lenistwo? A może słynna ostatnimi czasy „prokrastynacja”? To pozdrawiam! I życzę szczęścia!

Dyski twarde, karty pamięci, płyty CD i DVD, pamięci flash i inne cuda na kiju. Każdy z wymienionych (i niewymienionych również) rodzajów nośników danych może spotkać przykra awaria. Stopień owej „przykrości” jest wówczas wprost proporcjonalny do wartości utraconych wskutek awarii danych.

O dyski twarde dbasz jak mało kto? Szkoda, że twórca wirusa, który właśnie formatuje Ci dysk miał inne zdanie 🙂

Nie korzystasz z Internetu, a na komputerze masz zainstalowany jedynie „Notatnik” i „Paint”? Popatrz jaka piękna burza! Z piorunami!

P.S.: kawa też była smaczna, spytaj klawiatury i płyty głównodowodzącej…

W ogóle to jeszcze kilka słów…

Tych, którzy robią kopie zapasowe i tych, którzy dopiero zaczną zapraszam do śledzenia profilu elektroniczny.eu na Facebooku.

A Ty, robisz kopie zapasowe? Zdarzyło Ci się stracić cenne dane kontrahentów, albo zdjęcia z wakacji?

Podziel się z innymi swoimi przemyśleniami w komentarzach pod tym wpisem.

 

Zdjęcie: https://unsplash.com/alejandroescamilla