Tak sobie pomyślałem, że… Piszę o rzeczach, na których trochę się znam. O elektronice głównie. Lubię dzielić się wiedzą. Wertując kolejne strony opasłych tutoriali wpadłem na pewien pomysł. Czemu by nie odwrócić tego procesu? Wiecie, pisać o tym na czym się nie znam (:D). Nie, nie chodzi o podejście „nie wiem, ale się wypowiem!”. Niektórzy nazywają blogi „internetowymi pamiętnikami”…
Stąd wywodzi się moja idea. Od niedawna ogarniam sobie Linuksa. Nie jestem kompletnie zielony. Wiesz, coś tam, kiedyś tam, jakoś tam grzebałem. Jednakże nie nazwałbym się w tej chwili nawet początkującym+. Ot po prostu hasło „Linux” kojarzę z systemem operacyjnym, a nie imieniem łaciatego kota sąsiadki. No dobra, piszę i piszę ten wstęp, ale chyba trzeba wreszcie wyjaśnić w czym rzecz.
Idea
Najogólniej rzecz ujmując. Chcę sprawnie poruszać się w konsolowym świecie, z którym wielu Linuksa kojarzy. Chcę poogarniać też kilka innych rzeczy, o których gdzieś słyszałem, a nawet w nich dłubałem, ale bez jakiegoś dłuższego romansu. Serwery, VPSy, Apache, MySQL i inne cuda na kiju. Nie są to zagadnienia ściśle związane z tym systemem, ale… Przy okazji przygody z Linuksem grzechem byłoby się z nimi nie zapoznać. Z drugiej strony jest mój pomysł. Jaki?
Na blogu pojawi się nowy cykl zatytułowany „Pamiętniki młodego Linuksiarza”. Może nie jest to jakaś wyszukana nazwa, którą konsumować winno się z kieliszkiem wyśmienitego szampana, gdzieś w cieniu szlachetnej winorośli. Jednakże lepszego pomysłu nie miałem. Jest w tej chwili jakieś trzydzieści minut po północy. Tak jakoś zmęczony jestem, ale chciałem coś skrobnąć. No to skrobię linuksową rzepkę sobie. Myślę, że tytuł wiele wyjaśnia.
Będę pisał o moich bojach z Linuksem. Co robiłem, jak robiłem, na co się natknąłem? No i oczywiście rozwiązania problemów, wnioski. Liczę, że znajdą się dobre dusze, które w komentarzach coś ciekawego podpowiedzą. W końcu to, że rozwiązałem problem nie oznacza, że zrobiłem to:
- dobrze
- elegancko
- do końca
- i że już nigdy problem nie wystąpi
Poza tym owe „Pamiętniki…” chcę też potraktować jako taki mały notatnik. No i dodatkowa motywacja. Będę widział jakie robię postępy. Może i Ty drogi czytelniku coś podpowiesz, a może też skorzystasz na tym? Nie od dziś wiadomo, że najlepiej uczyć się na cudzych błędach.
Nie wiem jeszcze z jaką regularnością będą się ukazywać owe wpisy. Na początek zakładam, że raz w tygodniu. Kiedy? Jeszcze się okaże… Może w sobotę. Może nie aż tak późno jak trójkowa audycja „Ciemna Strona Mocy”, ale tak po 22.00? Okaże się w praniu. Załóżmy, że będzie to sobota, godzina 22.00. W końcu prawdziwe sowy elektroniki (i nie tylko elektroniki!) budzą się po 22.00.
Kim jest Linuksiarz?
Nie wiedziałem jak ładnie to ująć. Linuksiarz? A może Linuksowiec? Jedno i drugie może brzmieć dziwnie, ale co tam. Nonsensopedia podaje podobno jedyną słuszną definicję.
Linuksiarz – użytkownik, dla którego system nie równa się Microsoft Windows. Czas zaoszczędzony na oglądaniu niebieskich ekranów przeznacza na kompilowanie źródeł z tysiącem błędów, powodując tym samym kilkakrotnie straszniejsze, czarne ekrany. Mimo, iż nie zapłacił za żaden program, ma w pełni legalne oprogramowanie i Kontrola Legalności Oprogramowania, którą nasyłasz na swojego kolegę–linuksiarza może go co najwyżej pocałować w cztery litery.
Źródło: nonsensopedia
Oczywiście, uprzedzając pytania, nie jestem żadnym psychofanem Linuksa. Uważam jednak, że zawsze warto się rozwijać. Tłumaczenia w stylu „a po co to przecież w Windowsie wszystko jezd!!!11” mnie nie ruszają. Wręcz przeciwnie! Z takim podejściem moglibyśmy nadal pisać na jakichś glinianych tabliczkach. Po co komu maszyna do pisania, długopis czy wynalazek druku? Przecież wystarczy gliniana tabliczka. Owszem, Polonezem też można jeździć cały czas. Po co komu nowszy samochód, przecież ten też ma cztery koła!
Wracając do pytania. Kim jest Linuksiarz? Użytkownikiem systemu Linuks, rzecz jasna. Oczywiście tytuł cyklu mógłby brzmieć też „Wspomnienia młodego użytkownika systemu tego tam z pingwinem”, ale bez przesady. Długawe to by było. Jak ktoś ma lepszy pomysł niech da znać w komentarzu.
Co z elektroniką?
Będzie tak jak było wcześniej! Nie ma obaw. Poza tym może pojawią się jakieś linuksowo-elektroniczne wpisy? Może coś z gościnnym udziałem Raspberry Pi? Nie obiecuję, ale… Zobaczymy.
Pingwin idzie spać…
Ja też zresztą. Jest już 2:30 i niestety nie jest to południe. Cóż będę się rozpisywał. Dajcie znać w komentarzach czy korzystacie z Linuksa, albo jakichś innych „alternatywnych” systemów operacyjnych. Powiedzcie od czego zaczęła się wasza przygoda z tym systemem. A może wyssaliście miłość do Linuksa z mlekiem matki?
Koniec gadania. Idę schlafen. Każdy musi sobie czasem zrobić nocny reboot.
Zdjęcie pochodzi z unsplash.com